Jaka dziwna książka. Jak wiele w niej niedopowiedzeń, ukrytych znaczeń...
To książka wytrawna w swojej prostocie. PROSTOTA- no właśnie. Poznajemy losy Martina - zakochanego w Rosji, emigrującego do Szwajcarii, studiującego w Anglii i poszukującego swojego miejsca gdzieś między Niemcami a Francją. Skomplikowane?
Wiele razy podczas czytania tej, dość krótkiej, powieści jeździmy po świecie. Poznajemy kilkanaście postaci,które w mniejszy lub większy sposób przyczyniają się do niezrozumiałego kroku Martina - pojechania tam,gdzie czeka go tylko śmierć. Śmierć albo wielki Splendor,że udało mu się jej uciec.
Jest krótki wątek miłosny, przyjaźń, rozczarowania a przede wszystkim jest w niej Rosja. Cały czas. Bardzo ciekawy pomysł wkrada się gdzieś pod koniec książki, gdy Martin wraz ze swoją ukochaną Sonią tworzą zmyśloną krainę- Zoorlandię, w której mieszkańcy muszą poddawać się absurdalnym zakazom (np. golenia włosów). Po krótkim namyśle stwierdzam, że i tym razem chodziło o Rosję.
To nie jest ksiażka do czytania w urywkach- zbyt wiele straciłam czytając w taki sposób.
Nie umknął mi jednak język Nabokova, jego nieziemski talent do tworzenia charakterystycznych postaci, opisów chwytających za serce, dialogów pełnych dwuznaczności. Uwielbiam Nabokova jeszcze bardziej. Moja przygoda z "namiętnym" czytaniem nie trwa długo i był to dla mnie krok ku zupełnie innej literaturze- w której brak kontrowersji i szybkich zwrotów akcji. Cóż... nie wiem czy polecać czy nie. Trafi do naprawdę specyficznego grona czytelników - sama nie wiem czy jestem aż tak inteligentna by ugryźć ją w odpowiedni sposób.