Weekend zaowocował obejrzeniem filmów, które mogę Wam teraz krótko zrecenzować.
" Pożyczony narzeczony"
Taaak, miałam ochotę na głupią komedię romantyczną. Dostałam romantyczną, ale nie komedię i nie głupią. Na szczęście :)
Film opowiada historię dwóch przyjaciółek. Rachel jest bardzo spokojną duszą a Darcy to krzykliwa i pewna siebie..przyszła panna młoda. Okazuje się jednak,że pan młody to pierwsza miłość tej pierwszej. Po jednej z imprez urodzinowych wpadają na siebie i dziwnym zbiegiem okoliczności spędzają wspólnie noc. Tu zaczyna sie cała historia, w której Rachel nie może sobie wybaczyć zdrady przyjaciółki a pan młody zastanawia się jak zerwać zaręczyny,gdyż uświadamia sobie,że kochał Rachel od lat.
Historia niby banalna, ale film mimo wszystko bardzo mi się podobał. To piękna historia o przyjaźni, poświęceniu i prawdziwym uczuciu.
Obejrzyjcie koniecznie!!
........................................
Dzień później obejrzałam "Dzień dobry TV".
Komedia- uśmiałam się na kilku momentach do łez.
Poznajemy historię dziewczyny, która zostaje zwolniona ze stacji telewizyjnej i dzięki swojej determinacji przyjęta do innej stacji jako producent programu porannego. Okazuje się,że program cieszy się złą sławą, oglądalność spada i dyrekcja planuje zdjąć go z anteny. Nowa pani producent musi zrobić więc wszystko by program znów był popularny.
Po pierwsze- Rachel McAdams,którą uwielbiam i Harrison Ford oraz Diane Keaton. Mówić więcej? Mieszanka ta zaserwowała kawał dobrego,lekkiego ale bardzo inspirującego kina. Po obejrzeniu go do głowy wpadło mi tysiąc nowych pomysłów i nabrałam ochoty by...zwyczajnie działać a nie biernie siedzieć i czekać na szanse.
.........................................
"Jedz, módl się, kochaj"
Nie wiem czy muszę Wam opisywać o czym jest ten film. Pewnie większość z Was wie. Mamy tu kobietę, która nagle pojmuje,że choć kocha męża przestała być sobą i nie jest szczęśliwa. Decyduje się na rozwód i wyrusza w podróż by odnaleźć spokój i zrozumieć co takiego się stało,że przestała cieszyć się życiem.
Na początku byłam zafascynowana, później znudzona by za chwilę znów wciągnąć się w ten film i chcieć go obejrzeć drugi raz.
To taki film do obejrzenia przy lampce wina i spaghetti. Nie ma tu wielkiej akcji, nie ma też humoru. Jest muzyka, szczegóły, jedzenie, miłość, medytacja i ...szczęście. Szczęście, które każdy w nas powinien odkryć.
Skończyłam go oglądać i długo,dłuugo myślałam. W pewnym sensie jest to film o mnie. Przerażające odkrycie.
........................................
Dziś rano natrafiłam na "Wciąż ją kocham".
Wspaniały film.
Nie wiem nawet czy mrugnęłam oglądając go.
Savannah i John poznają się na plaży i zakochują właściwie od razu. Problem jednak w tym,że John jest żołnierzem i musi wyjechać na rok. Po roku wraca...by oznajmić,że przedłużył kontrakt o kolejne 2 lata. W tym czasie ich miłość przechodzi ogromną próbę, której nie zdaje. Co dalej?
Przekonajcie się sami!
Daleko tu do banału. Jest za to obraz pięknego uczucia,które dojrzewa na odległość i wyraża się w listach. Jest też cudowny wątek więzi syna i autystycznego ojca. Wzruszający film.
Jak widzicie weekend minął mi filmowo i żaden z filmów mnie nie zawiódł. Mogę z czystym sumieniem wszystkie te filmy polecić Wam na wieczór do obejrzenia w samotności lub w towarzystwie. Sądzę jednak,że na "Jedz , módl się, kochaj" typowy facet się wynudzi (wiecie jak jest ;-) nie dla nich wielkie przemyślenia i filozofie ).