poniedziałek, 26 września 2011
Moja sekretna dieta i "Domowy fitness - zapomnij o siłowni!"
Chciałam nagrać recenzję video tej książki, ale za długo mi to zajmowało, więc zdecydowałam się przedstawić ją tradycyjnie.
Z dietami,ćwiczeniami,postanowieniami borykam się od dawna. Moja waga w ciągu ostatnich 4 lat wzrastała i spadała - w ciąży 25kg do przodu, po ciąży spadek, znów wzrost,znów spadek. Przyznaję- uzależnienie od słodyczy,serów i makaronu nie działa dobrze :) Dla takich łasuchów jak ja jedynym ratunkiem sa ćwiczenia albo przeprogramowanie mózgownicy.
Z przeprogramowaniem różnie bywało, o czym zaraz, z ćwiczeniami także :)
Nie zastanawiałam się którą książkę z MUZY wybrać, gdy przyszedł mail z nowościami.
To nie jest kolejna książka z ćwiczeniami. To solidny, konkretny program na usprawnienie, zbudowanie mięśni, utragtę kilogramów. Co dziwi w pierwszej kolejności, to wygląd- na spirali, kartki przecięte na pół. Jedna część przedstawia opisy ćwiczeń, zdjęcia i rady a druga to program z wyszczególnieniem stopnia zaawansowania i celu (inny jest na budowanie masy, inny na stratę kg). To ogromny plus.
Głównym założeniem tej książki jest stworzenie domowej siłowni dzięki "substytutom" ciężkich sprzętów- piłce, lince, ciężarkom. Podliczyłam, że aby zastosować się do ćwiczeń w książce należy wydać ok.150zł - mniej niż karnet miesięczny na siłownię, więc jest to drugi plus. Idealne wyjście dla zapracowanych.
Opowiadałam Wam kiedyś o książce "100 sekretów diety". Sądze,że połączenie "Domowego fitnessu" z tą pozycją to gwarancja sukcesu :)
Powinny być sprzedawane w pakiecie.
A co do diety jeszcze. Opowiem Wam o diecie, która przyniosła najlepsze efekty. Podczas stosowania jej nie tylko codziennie widziałam niższą wage ale też odzyskałam energię i chcę ponownie się do niej zastosowac a najlepiej zwyczajnie zmienić swoje przyzwyczajenia.
1) Mało pieczywa. Mało, nie oznacza wcale. Dbałam za to o jakość - zamiast zwykłych bułek kupowałam małe, otrębowe, ciemne... takie,które lubię najbardziej. Jadłam np. 2 takie maluchy na śniadanie, do tego serek wiejski z ogórkiem i dobrymi przyprawami.
2) Smak - musiało być pysznie. Do pracy nosiłam ze sobą pakiet ulubionych przypraw, dzięki którym zwykła sałata stawała się przysmakiem
3) Czas- jadłam niewiele ale za to powoli. Delektowanie się każdym kęsem pomaga ;)
4) Warzywa- właściwie w każdym posiłku były warzywa. Zrezygnowałam ze spaghetti z cięzkim sosem na rzecz penne z pomidorami,tuńczykiem i sałatą.
5) Śniadanie, przekąska,obiad,przekąska- finito. :) Ale najwazniejsze,że ten obiad mógł być syty z zastosowaniem zasady smaku i jakości. Odpadało więc śmieciowe,szybkie jedzenie. Odpadał tłuszcz, zupki chińskie i wszystko co proszkowane. Własnie wtedy odkryłam tortillę ze szpinakiem, tuńczykiem/łososiem i serem pleśniowym (o kurcze,zgłodniałam).
6) Magiczna godzina 18.00 - po tej godzinie lodówka na klucz!
7) Słodycze - wyszłam z założenia,że skoro ochota na czekoladę jest tak ogromna to wolę zjeśc coś słodkiego teraz niż objadać się później pączkami :) Tu pomocne były batoniki Corny - słodkie i mało kaloryczne.
8) I teraz najlepsze!! NAGRODY!!!!
Za każde 2kg kupowałam sobie ksiązkę :) HA! Ja wiem,że ten punkt podoba się Wam najbardziej. Motywowało mnie to równie mocno jak cyferka na wadze.
Chyba o niczym nie zapomniałam.
Wracając do książki - nie ma innej możliwości. Jeśli zastosujecie dietę i te ćwiczenia ( a są tam ćwiczenia, których sami byście nie wymyślili choć są banalnie proste :) ) to schudniecie, wrócicie do formy i wyćwiczycie całe ciało.
A do sukcesu prowadzi jedno słowo- motywacja.
poniedziałek, 19 września 2011
Laura w krainie książek ;-)
niedziela, 4 września 2011
:) Gadżet :)
Kilka dni bez internetu zaowocowały amatorską wstawką , która bedzie pojawiać się przez recenzjami :)
co sądzicie?
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)