Czytając "Samotność liczb pierwszych" czasem wstrzymywałam oddech. Nie chciałam zakłócać tej harmonii słów, delikatności niczym trzepot motylich skrzdeł. Nawet nie wiem co napisać...
To nie jest powieść smutna, w znaczeniu znanym z definicji. To ksiązka o absolutach, dwóch torach,które choć biegną w jedną stronę nie mogą się spotkać. Na początku pomyślałam, że to historia wstrząsająca, aż krzyczy o pomoc, zrozumienie, dostrzeżenie, zaufanie. Potem dostrzegłam radość w tych przeraźliwie smutnych,leniwych zdaniach. Oni wcale nie byli samotni. Czuli się spełnieni w swoim zamkniętym kręgu, świecie trudnym do zaakceptowania przez osoby z zewnątrz. Każdy z nas jest w pewnym sensie liczbą pierwszą choć ta książka dała mi zrozumieć,że nigdy nie będę nią w pełni. Dzięki nim:
Myślałam,że po przeczytaniu zakończenia wpadnę w chandrę na cały dzień a czuję się wyjątkowo spokojnie jakby wyliczanka prowadzona przez Alice i Mattie uporządkowała moje myśli . Żałuję ogromnie,że nie mogę zatrzymać tego egzemplarza dla siebie choć nie wykluczam,że kupię sobie drugi.
Ten w drodze losowania poleci do edith.
A tu cytat,który wyjątkowo mnie poruszył:
"Po raz pierwszy pomyślała, że cała ta odległośc, która ich dzieli, jest po prostu śmieszna. Wiedziała, że on wciąż tam jest, pod tym samym adresem, pod którym wysłała do nigo parę listów wiele lat wcześniej. Gdyby się gdzieś przeniósł, w jakiś sposób by to odczuła, bo Mattia i ona byli połączeni niewidzialną, elastyczną nicią, zagrzebaną pod stosem nieważnych rzeczy, nicią, która mogła istnieć tylko między dwojgiem takich jak oni: ludzi, którzy znaleźli własną samotność jedno w drugim."
piątek, 30 kwietnia 2010
wtorek, 27 kwietnia 2010
Zmiany
Nie mogę uwierzyć jak wiele zmieniło się w moim życiu w ciągu ostatnich 3-4 lat. W najśmielszych snach nie wyobraziłabym sobie takiego toku wydarzeń. Kto by pomyślał,że mają lat 22 będę mamą (i to podwójną), stanę się kurą domową (oby jak najkrócej,bo oszaleję), zmienię tak bardzo swoje zdanie na niektóre sprawy, nie pójdę na wymarzone studia, nie znajdę w tym punkcie, w którym mogłabym być bez najmniejszych problemów i zestarzeję się o 100 lat ?
A najwięcej zmian jeszcze mnie czeka! Druga połowa roku będzie nieobliczalna i przyznam ,że trochę się boję. Wakacje pod znakiem porodu, batalia z noworodkiem,równoczesna opieka nad nadpobudliwą dwulatką, studia, ostra walka o stypendium na kolejny rok, może ponowne uruchomienie firmy (jakoś przecież trzeba zarobić na wysokie czesne), otaczająca samotność ( od jakiegoś czasu rozumiem,że można być równie samotnym wśród ludzi co z samym sobą )... a kto wie co stanie się jeszcze?
Z drugiej strony, po monotonnych 7 miesiącach siedzenia w domu , każda zmiana, każde wyjście z ukrycia jest dla mnie nie lada wydarzeniem! "Zobacz! Ludzie!"
Minął 25 tydzień ciąży, nawet nie wiem kiedy. Gdyby nie brzuch,który powoli zaczyna dawać się we znaki i codzienne wiercenie się Lilianny nie pamiętałabym o swoim odmiennym stanie. No dobra... pominęłam perspektywę zastrzyków przeciwzakrzepowych i tonę leków,które muszę w siebie wrzucać.Mimo wszystko to piękny stan.
Brakuje mi tylko wyższych emocji, innych niż daje codzienność,która mnie przytłoczyła. Brak mi entuzjazmu, niespodzianek, radości, ekscytacji, pozytywnego stresu. Brak adrenaliny,wiatru we włosach, piasku w butach.
Jeszcze tylko trochę i stanę na starcie w moim nowym maratonie.
PS
Wystarczy mi minuta wpatrywania się w śpiącą buźkę mojej corki by stwierdzić,że dla tego anioła warto. Wszystko dla niej.
A najwięcej zmian jeszcze mnie czeka! Druga połowa roku będzie nieobliczalna i przyznam ,że trochę się boję. Wakacje pod znakiem porodu, batalia z noworodkiem,równoczesna opieka nad nadpobudliwą dwulatką, studia, ostra walka o stypendium na kolejny rok, może ponowne uruchomienie firmy (jakoś przecież trzeba zarobić na wysokie czesne), otaczająca samotność ( od jakiegoś czasu rozumiem,że można być równie samotnym wśród ludzi co z samym sobą )... a kto wie co stanie się jeszcze?
Z drugiej strony, po monotonnych 7 miesiącach siedzenia w domu , każda zmiana, każde wyjście z ukrycia jest dla mnie nie lada wydarzeniem! "Zobacz! Ludzie!"
Minął 25 tydzień ciąży, nawet nie wiem kiedy. Gdyby nie brzuch,który powoli zaczyna dawać się we znaki i codzienne wiercenie się Lilianny nie pamiętałabym o swoim odmiennym stanie. No dobra... pominęłam perspektywę zastrzyków przeciwzakrzepowych i tonę leków,które muszę w siebie wrzucać.Mimo wszystko to piękny stan.
Brakuje mi tylko wyższych emocji, innych niż daje codzienność,która mnie przytłoczyła. Brak mi entuzjazmu, niespodzianek, radości, ekscytacji, pozytywnego stresu. Brak adrenaliny,wiatru we włosach, piasku w butach.
Jeszcze tylko trochę i stanę na starcie w moim nowym maratonie.
PS
Wystarczy mi minuta wpatrywania się w śpiącą buźkę mojej corki by stwierdzić,że dla tego anioła warto. Wszystko dla niej.
niedziela, 25 kwietnia 2010
"Zaklinacz deszczu" + losowanie
Naprawdę dobre czytadło! Niewymagające ale wciągające.
Jest to historia absolwenta prawa, który po wielu problemach ze znalezieniem pracy, trafia na sprawę chłopca,któremu towarzystwo ubezpieczeniowe odmówiło pokrycia kosztów przeszczepu szpiku,pomimo dobrych rokowań i niemal idealnej zgodności szpiku dawcy.
Zaczyna sie walka nikomu nieznanego,młodego,niedoświadczongo prawnika z wielką machiną najlepszej kancelarii i przebiegłego ubezpieczyciela. Miałam ogromną satysfakcję czytając opis rozprawy i powolnego dobijania oskarżonych nowymi dowodami. To moja ulubiona część książki.
Grisham potrafi utrzymać napięcie i połączyć zwinnie kilka wątków.
Co mi się nie podobało to zakończenie- ostatnia strona porażka. Dialog "Co teraz robimy kochanie?" "Chciałabym zobaczyć góry".
Grrr... jakby ktoś wyrwał stronę z Harlequina i dokleił do "Zaklinacza...". To jedyne zastrzeżenie.
Sięgnę ponownie po Grishama przy najbliższej okazji. Mogę polecić każdemu,kto nie widział filmu ( ten obejrzę dzisiaj).
Przy okazji:
Następna ksiązka,którą czytam to "Samotność liczb pierwszych" otrzymana w ramach akcji blogowej.
Po przeczytaniu i zrecenzowaniu na blogu chcę ją wysłać kolejnemu blogerowi.
Ponieważ nie mam pojęcia komu przekazać ją dalej chyba zrobię to w formie losowania,żeby było sprawidliwie. Chętne osoby proszę więc o wpisanie się do komentarzy. Jedynym wymogiem jest prowadzenie bloga. :)
Losowanie pewnie w przyszłym tygodniu.
Ps. Przypominam też o forumowym konkursie :)
poniedziałek, 19 kwietnia 2010
Cud w medycynie. Na granicy życia i śmierci.
Wydawnictwo Literackie, kwiecień 2010
Kupując tę ksiązkę myślałam, że trafiłam na opowieści rodem z Dr. House'a. Jakże miło było się przekonać,że jednak nie.
Takie znakomitości jak Maria Siemionow, Marek Edelman, Zbigniew Religia, ordynatorzy największych szpitali, specjaliści z różnych dziedzin opowiadają o swojej pracy. Tytułowe cuda, to nie zawsze uzdrowienia. Dla nefrologa np. największym cudem i odkryciem był powszechny dostęp do dializ. Każdy z nich przedstawia własne patrzenie na medycynę i pacjentów. Jedni są bezkrytyczni, inni wręcz odwrotnie - plują na służbę zdrowia, ograniczenia, innych lekarzy... Mówią o rzeczach trudnych,jak odchodzenie, choroby dzieci, nowotwory... Dla mnie najciekawsze były rozmowy z genetykami ,również tymi od diagnostyki prenatalnej. Co mają zrobić rodzice, którzy w 24 tygodniu ciąży dowiadują się, że ich dziecko ma zaawansowany zespół Edwardsa ( ogrom wad, znieksztalceń) i mają wybór- usunąć ( dziecko w tym 'wieku' ma już szanse na przeżycie) czy nie? Jak poradzić sobie z takim bólem i świadomością, że to tylko kwestia czasu gdy całkiem je stracą?
Jeden z genetyków opowiada też historię rodziny, w której umierają wszyscy mężczyźni w wieku 20-40lat. Nagle, bez wcześniejszych objawów. Ha! To dopiero zagadka. Umarło ich kilkoro zanim lekarz odkrył przyczynę...
Inni "wielcy" przyznają się do błędów, zaniedbania, niewiedzy. Doceniam!
Naprawdę dobrze się to czyta, można poza wiedzą naukową (wiedzieliście np, że utrzmywanie przy życiu chorych z obniżoną odpornością przyczyniło się do rozwoju grzybów chorobotwórczych?) zupełnie inaczej spojrzeć na pracę lekarzy w szpitalach, uwierzyć w cuda, docenić wpływ techniki, poznać ludzkie możliwości w ograniczaniu występowania nowotworów (i przy okazji słabości systemu) , odkryć zakamarki ludzkiego charakteru. Polecam!
środa, 14 kwietnia 2010
Gdy brakuje słów
Oszalałam wczoraj, mogłam zamknąć oczy i całkowicie się schować.Są takie momenty w życiu, że nie chce się nic mówić, nie chce się tłumaczyć nawet sobie samej o co chodzi.Szukam wtedy czegoś co powie za mnie. Nikt nie musi mnie przytulać, muzyka robi to sama.
Posłuchajcie...
Posłuchajcie...
czwartek, 8 kwietnia 2010
Konkurs!
Zapraszam do udziału w konkursie! Do wygrania bon podarunkowy na kwotę 100zł do wykorzystania w sieci empik.
http://www.librito.pl/forum/announcement.php?f=2
Miłego dnia!!
http://www.librito.pl/forum/announcement.php?f=2
Miłego dnia!!
poniedziałek, 5 kwietnia 2010
Lilianka odsłona druga
Padnę na twarz zanim przeczytam "Atramentową krew". Nie mam pojęcia dlaczego tak cięzko mi to wchodzi. Chyba zabiorę się za Grishama.
Nie pokazałam Wam najnowszego zdjęcia panny Lilianny :-) Rośnie szkrabek a ja razem z nią.
Nie pokazałam Wam najnowszego zdjęcia panny Lilianny :-) Rośnie szkrabek a ja razem z nią.
Ostatnia wyprawa do księgarni zakończyła się porazką dla mojej silnej woli :-) Stosik wrzucę na forum , przy okazji zapraszając Was tutaj !! :)
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)