poniedziałek, 25 października 2010

Nabokov znów zagrał...



"Śmiech w ciemności" Vladimir Nabokov

Mój "związek" z Vladimirem to jakiś rodzaj toksycznej relacji. On bawi się ze mną w kotka i myszkę, zaciąga w skomplikowane zaułki myslowe, nadwyręża granice tolerancji i zadaje coraz trudniejsze pytania a ja ciągle wołam o jeszcze.

Kolejna książka nie zaskoczyła - była rewelacyjna,dokładnie tak jak sądziłam. Możliwe,że jestem w stosunku do Nabokova zbyt pobłażliwa,
bezkrytyczna, ale nic na to nie poradzę , że trafia do mnie jak żaden inny autor (no,może Marquez mógłby też o to powalczyć).
"Śmiech w ciemności" to historia tak niemoralna, tak zepsuta, że robiło mi się przy niektórych fragmentach poprostu niedobrze (nie dlatego,
że opisywały jakieś obrzydliwe sceny).

Temat właściwie dość banalny, przerabiany przez wielu autorów, ale ... to w końcu Nabokov :) nie mogło być zwyczajnie.
Mamy tu dwóch głównych bohaterów . Albinusa, podstarzałego mężczyzną o określonej pozycji społecznej, konesera piękna, ojca, męża i przedstawiciela wyższych sfer,
oraz Margot- piękną, rozkapryszoną młodą dziewczynę, z biedoty, "dążącą po trupach" do sławy. Oczywiście losy tych dwojga postanawiają się połączyć i tu zaczyna się wielka tragedia mężczyzny. Ten zwiazek nie mógł się udać. On- zakochany w jej wyglądzie, całkowicie ślepy na głupotę i obłudę dziewczyny a ona - wykorzystująca dla pieniędzy, cyniczna a jednocześnie zagubiona i wykorzystywana przez innych mężczyzn a w dodatku zakochana nadal w swoim pierwszym kochanku i sponsorze.
Oczywiście i dla tego mężczyzny znalazła się wyjątkowa rola w książce- Rex (bo tak miał na imię) udając przyjaciela Albinusa ponownie zbliża się do Margot i w trójkącie toczą swoją obrzydliwą grę.
Co dalej? Wykorzystywanie, kłamstwa, tragedia, całe spektrum emocji.

Nie chcę zdradzać szczegółów fabuły, musicie mi wierzyć na słowo, że warto mieć tę książkę na półce. Nabokov znów pobawił się z czytelnikiem.
Dla niego nic nie jest czarno-biale, wszystko ma różne odcienie szarości. Mam tylko jedną radę: nie czytajcie tej książki w komunikacji miejskiej-napewno wysiądziecie na złym przystanku ;)

poniedziałek, 18 października 2010

"Dziewczyna w złotych majtkach"



Kolejna książka, przy której poległam. Chwytałam ją kilkanaście razy, czytałam kilka stron i stwierdzałam,że nic nie wiem. Po prostu zupełnie mnie nie wciągnęła. Nie będę jej jednak przekreślać, w końcu z jakiegoś powodu ma dobre opinie a ja doczytałam jedynie do połowy. Może to nie jest dla niej najlepszy moment? Mam zbyt mało czasu by w wolej chwili,którą mogę poświęcic na książkę nudzić się i nic z niej więcej nie wynosić. Niech poleży, złapie trochę kurzu, może znów mnie zachęci?

Tymczasem podlizała mi się „Dziewczyna z sąsiedztwa”. Spryciula wyraźnie wysunęła się z równiutkiego szeregu na półce.

czwartek, 14 października 2010

Znów nie o książkach

Jak na studiach?
Wybierając ten kierunek kierowałam się głównie perspektywami przyszłej pracy a spotkała mnie miła niespodzianka. Właściwie mogłabym siedzieć na wykładach codziennie. Co prawda logika czy ekonomia nie należą do najciekawszych, ale już prawo wyznaniowe wciągnęło mnie bardzo mocno. Myślę,że "coś" z tego będzie. Większość osób na sali przyszła tam by "zmieniać,ratować świat" z wielkimi planami bycia prokuratorami i sędziami a ja zaczynam twierdzić, że do tego prawniczego świata trzeba mieć twardy tyłek, niewyparzony język i pewność siebie ( oraz swojej wiedzy) . I co najgorsze, zaczyna mi się to podobać.

sobota, 2 października 2010

Studia i dziewczynki...

Lilka za chwilkę kończy 2 miesiące. Jest niesamowita! Gdy ona się śmieje, cały świat promienieje Pozwala mi pospać w nocy nawet 8h, co jest naprawdę dużym wyczynem jak na niemowlaka. Oczywiście nie obyło się bez alergii - żyję więc teraz na marchewkach (no,może nie tylko ale mój jadłospis został maksymalnie ograniczony) co przyczynia się do utraty wagi (hurra!). Mam nadzieję,że znajdę winowajcę tej wysypki na Liliankowej buzi.
Olimpia zaakceptowała siostrę i chyba wpisała na stałe w swoją rzeczywistość. Uwielbiam na nie patrzeć. Mam koło siebie największe skarby na świecie i nie zmieniłabym tego za nic.

Studia się rozpoczęły i mówiąc szczerze już dziś powinnam być na wykładach. Jak na złość, zaraz po spotkaniu organizacyjnym dopadł mnie jakiś wirus i z gorączką siedzę w domu. Pozostaje mi nadrobić materiał samodzielnie.
Na spotkaniu trochę nas postraszono (prowadził je jeden z wykładowców). Rok zaczyna 800 osób, na drugim (jak wskazują statystyki uczelni) będzie nas o 1/3 mniej by w trzecim została "grupka" 300 osób i tak dalej i dalej... W każdym semestrze są przedmioty "straszaki"- w tym przyjdzie mi zmierzyć się z logiką i bardzo wymagającym profesorem, w następnym będzie kilka historycznych przedmiotów (jak prawo rzymskie np.),które spędzają studentom sen z powiek bo nie dość,że podobno to "cegły" to w dodatku cała sesja letnia jest potwornie ciężka. Sprawdzę te teorie w praktyce. Póki co próbuję ten mój czas usystematyzować i ułożyć taki plan, by nikt nie ucierpiał. Nauka musi znaleźć swoje miejsce, zabawa z dziewczynkami, domowe obowiązki i trzeba pomyśleć również nad jakąś pracą.
Zmykam do łóżka, póki panienki śpią...
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka