Unikam bardzo
popularnych książek jak mogę. Uciekam przed spoilerami, masowymi opiniami, „ochami
i achami” . Gdy dym opadnie- biorę (a
jakże!), wcinam nałogowo.
„Love, Rosie” pożyczyła mi znajoma z niezbyt zachęcającym
komentarzem, że to dziwna lektura bo jest w formie listów. Odłożyłam na półkę i
leżała kolejne 2 tygodnie łkając do mnie za każdym razem gdy wybierałam inną do
czytania. Nadszedł jej czas i…. przepadłam. Zniknęłam z życia na dwa dni. Chyba
za to kocha się książki? …
Na początku poznajemy dwoje kilkulatków – Alexa i Rosie,
których łączy niebanalna więź,przyjaźń o jakiej wielu może tylko marzyć.(W tym
miejscu od razu przypomina mi się przyjaciółka z dzieciństwa, za którą skoczyłabym
w ogień. Żyłyśmy dla siebie, kupowałyśmy te same chipsy, wafelki, słuchałyśmy the
Kelly Family i rozpaczałyśmy gdy jedna musiała się wyprowadzić.)
Takie porozumienie dusz nie zdarza się często, o ile w ogóle
jest możliwe między chłopcem a dziewczynką. Dorastają, dojrzewają ale cały czas
są razem- nierozłączni.
Pojawiają się pierwsze
miłości, zazdrości i niepowodzenia, które wzbudzają w obojgu coś, czego nie
potrafią lub boją się określić.
Kiedy Alex dostaje się na prestiżowe studia a Rosie
przytłaczają niespodziewane życiowe obowiązki coś się kończy. Pozornie.
Każde z nich prowadzi od tego momentu własne życie o czym
dowiadujemy się czytając nieraz śmieszne a innym razem dramatyczne listy do
siebie. Alex zostaje lekarzem, Rosie walczy o spełnienie marzeń i choć
funkcjonują w zupełnie odmiennych światach, cały czas rzucają na siebie nawzajem
cień nie mogąc uwolnić się od podstawowego pytania- a co by było gdyby?
Czytelnik ma ochotę krzyknąć bo za każdym razem gdy już
wydaje się, że sprawa przestanie być tak skomplikowana pojawia się kolejna
przeszkoda lub nietrafiony wybór.
Ta książka nie jest z założenia smutna , to świetna, lekka
lektura a mimo to była jedną ze smutniejszych historii jaką czytałam. Jak żyć
by spełniając marzenia nie zgubić sedna a jednocześnie nie obudzić się 30 lat
później w tym samym miejscu?
Skąd wiedzieć czy obrana droga jest tą, w której możemy być
najszczęśliwsi? Czym właściwie jest to „szczęście”?
To jest piękna i niesamowicie wciągająca historia o
odkrywaniu samego siebie, o poznawaniu innych, sztuce kompromisów i realizacji
swoich celów.
Jeśli szukacie książki, która pochłonie Was , rozbawi , wzruszy i pozostawi
refleksje – POLECAM.
6 komentarzy :
Nie czytałam tej książki, ja też omijam te najpopularniejsze. Ta recenzja mnie jednak przekonuje i postaram się sięgnąć.
Z czystym sumieniem polecam :)
Bardzo mile wspominam lekturę "Love, Rosie", a i film bardzo przypadł mi do gustu. :)
Nie oglądałam, nie czytałam. Czekam na ten konkretny nastrój, bo wydaje mi się, że do tego typu historii potrzebny jest odpowiedni klimat. I wydaje mi się, że prędzej sięgnę po film, bo książki zwyczajnie u siebie nie mam i zakupu - póki co - nie planuję.
Pozdrawiam,
Po Książkach Mam Kaca
PannaKac - oglądałam film wczoraj i bardzo mnie zawiódł. Nie ma klimatu książki, większość wątków pominięto i sprowadzono do hollywoodzkiej wygody.Zakończenie w ogóle straciło w filmie sens. Nie oglądaj... szkoda by było :)
Bardzo mi się podobała, chociaż czasami brakuje zwykłych dialogów prawda? :)
Prześlij komentarz