Właśnie skończyłam czytać "Rzecz o mych smutnych dziwkach" G.G.Marqueza i musze stwierdzić, że panujący do tej pory Nabokov ma konkurencję ;)To moje drugie spotkanie z tym autorem po znakomitej "Miłości w czasach zarazy". Marquez pisze językiem prostym , o ludziach trudnych, poszukujących...ale jednocześnie mocno nagina morale czytelnika.
"Rzecz o mych smutnych kurwach" (bo tak brzmi tytuł bez cenzury) to historia, którą wchłania się w ciągu jednego posiedzenia. Opowiada o 90-letnim dziennikarzu, który w dzień swoich urodzin pragnie zaliczyć nastoletnią dziewicę. Po drodze wspomina życiowe podboje (kilkaset kobiet , którym zawsze płacił unikając wszelkich zależności uczuciowych), przeszłość i ludzi obecnych w jego życiu. Nie ma tu jednak przydługich, nudnych opisów. Do sedna jednak... zaczyna się szokująco - 14-letnia panienka leży w burdelowym łóżku uśpiona walerianą i.... tu zaczyna się cudowna , choć nie pozbawiona kontrowersji historia człowieka, któremu miłość dodaje skrzydeł. I nic nie jest takie jak by się wydawało, nie osądzajcie go od razu! Dajcie się obronić! To nie drugi Humber Humbert choć powiedziałabym, że mieszanka tegoż z Florentino Ariza ("Miłość w czasach zarazy"). Mężczyzna daje się ponieść, odrzuca wszelkie możliwości spania z kolejnymi kobietami, wariuje, zapomina się, tworzy coraz lepsze felietony, o mało nie nadszarpując swojej reputacji ciągle prosi o więcej. Więcej czego, skoro nigdy nie zamienił nawet zdania z tą młodą dziewczyną?? Byle tylko zdązyć, prześcignąć czas i wykiwać nieuchronnie zblizający się koniec...
Ach...daję najwyższą ocenę. Tego typu książki trzeba mieć na półce, cieszyć się możliwością powrotu, chwytać cytaty, szukać energii...!!!!!!!!!!!!POLECAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ps.I znowu mam problem.Kolejna świetna ksiązka,która podniosła reszcie poprzeczkę ;)ech...