środa, 31 marca 2010

Dziecięce czytanie

Myślalam,że nic nie wygra u mojej córy z bajkami na Mini Mini a jednak się myliłam!!
Młoda budzi mnie głośnym "CYTAJ" (no dobra,nie raz oberwę po głowie jedną z jej książeczek). Jakie było moje zdziwienie gdy na pytanie "A może wolisz mini?" odpowiedziała "Nie, cytaj płosie". Uszami mi już wychodzi bajka o kurczaku,który zgubił mamę i Franklinie,który chciał stać się dorosły :) Cieszy mnie jednak,że 2-letnie dziecko potrafi skupić się na tyle, by wysłuchać a do tego zapamiętać niektóre fragmenty. Zajączek przyjdzie w tym roku z torbą książeczek coś czuję.
Jedyny minus tego wszystkiego jest taki,że ja sama nie mogę spokojnie oddać się lekturze bo zaraz przylatuje młoda z Franklinami. Hihi.
Eee tam,narzekam a przecież to cudowne !! Rośnie mi prawdziwy molik!

czwartek, 18 marca 2010

Rosnę sobie

Skoro utknęłam póki co w "Atramentowym świecie" wypada napisać cokolwiek ;)
Wiosna! Drodzy Państwo! Świat się budzi. Ja to czuj. Powietrze jest inne, ptaki śpiewają wyjątkowo głośno a mi wraca energia do życia. To musi coś oznaczać!Lilianna regularnie nie pozwala o sobie zapomnieć, to już połowa ! Teraz poleci " z górki". Mówiąc szczerze nie mogę doczekać się lipca/sierpnia, gdy wreszcie pojadę na porodówkę.Dla mnie to kolejny przełom. A sama kwestia porodu...zero stresu. Będę miala cudowną położną (ekhm..kolejny wydatek) i mogę jej zaufać.Chociaż... mój organizm zdecydowanie felerny. Jestem od kilku tygodni na lekach przeciwzakrzepowych i tak do końca.Moje żyły wołają o pilną operację a nie o dodatkowe kilogramy i zagęszczoną hormonami krew. No dobra,to jedyna rzecz jakiej się boję - zakrzepów. Z tymi kilogramami ;-) no przeboleję jakoś ale szkoda tej ostrej diety jaką sobie zarzuciłam w zeszłym roku i zleciałam 10kg. A w dodatku ostatnie badania krwi wykazały,że anemia się mnie trzyma (o dziwo).Mimo tego wszystkiego - dobrze jest!

A kwestia edukacyjna. Popukałam się w czoło. Zarywałam noce by rozwiązać zadania z chemii,nerwy mi puszczały gdy rozwiązanie okazało się banalne a ja kombinowałam na sto sposobów. Mój umysł nie okazał się dość ścisły,bo choć zagadnienia rozumiem,wzory w małym palcu to podrzucenie tego pod treść przyparło mnie do muru. Zdecydowanie dały znać moje braki matematyczne. Nie jestem wstanie tego nadrobić do 90% na maturze. Trudno? Powoli na nowo buduję swoje priorytety. Przecież pojście na medycynę w tym roku i tak byłoby szaleństwem - dwoje dzieci podrzucane do różnych ludzi ? Yyy...nie.Ola jak Ola,musiała poszukać alternatywy. Zrobiłam więc rekonesans swoich zainteresowań, możliwości, przejrzałam oferty uczelni (państwowych i prywatnych) i ostatecznie padło na dwie szkoły- Uniwersytet lub prywatny WSUS. Ten ostatni odpadł w momencie,gdy jednym z filmów promujących szkołę był wywiad z dziewczyną,która inteligencją nie grzeszy (znam ją od lat, fotografowalam nie raz) a stala się uczelnianą gwiazdą w związku z sesją w Playboyu i całkowicie nowymi silikonami. Pozostał więc Uniwersytet. Inwestycja droższa,ale dająca więcej możliwości. Jeśli kometa na Ziemię nie spadnie to od października skręcam w Prawo. Pobije się trochę na pierwszym roku z logiką,historią ,prawoznawstwem,psychologią... Będę miała czas dla dziewczyn a w soboty zniknę na wykładach.Perspektywa wyrwania się z czterech ścian wprowadza mnie w stan niemal euforyczny :) Rozpisalam się a miało być krótko.

PS.Czy ktoś potrafi mi powiedzieć kiedy są Święta Wielkanocne? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka