
Wreszcie mogłam przeczytać książkę, nie związaną ze studiami.
Na początek muszę napisać,że to moje pierwsze spotkanie z tym autorem,więc moja opinia jest nieskalana wrażeniami z poprzednich, bestsellerowych powieści.
„Książę Mgły” opowiada o rodzeństwu Maxie, Anicie i Irinie, które wraz z rodzicami przeprowadza się z dużego miasta do nadmorskiej mieściny by uciec od obrazów straszliwej wojny. Zamieszkują oni w dużym domu,który poprzednio należał do rodziny Fleichmannów i został opuszczony zaraz po tym, jak zmarł tragicznie ich pierworodny syn.
Nikt z nich nie przypuszcza,że dom oraz całe miasto jest naznaczone przez diabelskie siły.
W ogrodzie poruszają się posągi, coś przerażającego wyłazi z szafy, wskazówki zegara biegną wstecz...
Max wraz z Anitą oraz kolegą Rolandem postanawiają rozwikłać zagadkę. Wszystkie ślady prowadzą do starego latarnika- dziadka Rolanda i jednocześnie jedynego ocalałego z katastrofy statku Orfeusz. Okazuje się,że na tym statku płynął ktoś, kto posiadał nadludzkie siły, spełniał życzenia każdego w zamian za straszliwe obietnice.
Zbliża się 25 lat od wypadku...Złe moce zaczynają się odradzać.
Tyle tytułem wstępu. Nie mogę zdradzić więcej fabuły, bo streszczę całą ksiązkę.
W stylu trochę przypomina mi „Atramentowe serce” C. Funke , życie codzienne przeplata się z zaawansowaną magią, klątwą, chęcią zemsty.
Książka nie jest wielka objętościowo- niecałe 200 stron czyta się bardzo szybko. Akcja mknie przez strony nie dając się od nich oderwać. Znów ominęłam przystanek,na którym mialam wysiąść. Gdy rozdziawiałam szeroko usta czytając o posągowym aniele chodzącym po suficie grobowca musiałam zabawnie wyglądać. Spodziewałam się lekkiej bajeczki a otrzymałam porcję doskonałej magicznej powieści,która uruchomiła wyobraźnię i trochę jakby odmłodziła (? ;) )
To jest naprawdę dobra książka dla młodzieży i dorosłych ale absolutnie nie dla dzieci.Zbyt wiele w niej śmierci, bólu, przerażenia i złych mocy.
Pod choinkę dla mlodego (i nieco starszego) mola ksiązkowego jak znalazł!