poniedziałek, 5 grudnia 2011

"Nagrody" E.Segal - wspaniała podróż po Nobla


"Nagrody" leżały na mojej półce dobry rok ( a może więcej? ). Jaka byłam głupia! Tak długo kazać im czekać? Okazało się,że to książka idealna dla mnie.

Poznajemy w niej sylwetki kilku naukowców, których działania zmierzają ku jednej nagrodzie- nagrodzie Nobla. Każdy z nich jest zapracowanym pasjonatem, geniuszem w swojej dziedzinie. Jeden pracuje nad powstrzymaniem starzenia się komórek, inny próbuje rozwinąć wstępne tezy Einsteina (ostatecznie je obalając), kolejny stara się odnaleźć lek na chorobę Huntingtona.
Co ich łączy? Pasja i komplikacje w życiu osobistym.
Segal bardzo wiele miejsca poświęcił na opis pracy badawczej tych ludzi,ale urozmaicił to o ich prywatne życie ukazując tym samym wiele wymiarów tak ciężkiej,wymagającej poświęceń pracy. To sprawiło,że każdy naukowiec był mi jeszcze bliższy i sama nie mogłam się zdecydować któremu dałabym tę największą nagrodę.

Najbardziej zainteresowała mnie historia Isabel - dziewczynki, która już w wieku 12 lat rozpoczęła studia na prestiżowej uczelni a mając niewiele więcej zmierzyła się z teoriami Einsteina. Nie muszę chyba pisać jak ogromne zainteresowanie mediów tym wzbudziła ?:) Jej wątek pięknie ukazuje rolę rodziców w kształceniu dzieci oraz błędy,które każdy z nas może popełnić.

Książka ta spodobała mi się nie tylko dlatego,że tematyka jest ogólnie mi bardzo bliska ale też przez zdolności samego autora. Nic w całej tej historii nie było przewidywalne.Wątki naukowe były równie fascynujące co prywatne życie tych ludzi.
Często mam problem z zakończeniami książek. Tym razem żałowałam,że ktoś nie zrobił mi zdjęcia gdy czytałam ostatnią stronę :) Oczy jak spodki, usta otwarte ,heh.

Żałuję,że ta książka się skończyła i z nadzieją patrzę na inne tego autora.
A Wam z czystym sumieniem polecam.

sobota, 26 listopada 2011

Dziś krytycznie... "Księżniczki z różnych stron świata"


Muszę być z Wami szczera i choć zastanawiałam się czy w ogóle tę recenzję publikować to jednak się zdecydowałam.

Wydawnictwo Wilga przesłało mi tej jesieni wiele wspaniałych książek. W ogóle bardzo cenię sobie ich wydania ale trafiła się też TA książka.

To książka opowiadająca w założeniu o księżniczkach z różnych części świata (także magicznego). Idea świetna bo mała dziewczynka przestaje dzięki niej kojarzyć księżniczki wyłącznie z produkcją Disneya. I to by było na tyle z plusów... Podsumowując plusy - zamysł świetny.

Muszę teraz przejść do tej gorszej strony a zacznę od wyglądu.

Format książki (31x31) na początku wydawał mi się genialny. Młoda była oczarowana wielkimi, kwadratowymi stronicami. Okazało się jednak,że o ile wizualnie robi wrażenie to w praktyce jest... niepraktyczny. Na półce się nie mieści więc jest to jedyna książka,która towarzyszy misiom na regale z zabawkami. Ponad to ciężar książki skutecznie odstraszył Olimpię od chodzenia z nią ( a jak wiadomo dzieci lubią wędrować z kąta w kąt i szukać swojego miejsca) i wgłębiania się w szczegóły. Odpuściła ostatecznie gdy książka spadła jej na stopę.

Kolejny minus, dla mnie największy z możliwych - treść. Skoro są to opowiadania o księżniczkach to oczekuję historii,którą dziecko zrozumie,zlokalizuje w świecie, wyobrazi sobie... A do każdej księżniczki mamy tylko kilkanaście zdań,w których zawarta jest cała historia. Opowiadania są tak pospiesznie "sklejone" ,że przy pierwszym zapoznawaniu się z książką myślałam,że w wydaniu brakuje stron- gdzie początek? Gdzie wprowadzenie? Po dokładniejszej analizie stwierdzam,że tekst ten to nic innego jak opis ilustracji (np. początek "Papierowa parasolka rzuca cień na naznaczoną wielkim smutkiem twarz księżniczki Kasumi. Porcelanową cerę Japonki zdobią niezdrowe rumieńce" ... " ...kurtyna milczenia.)
Ja, dorosła, nie potrafiłam w tak krótkim czasie uruchomić wyobraźni. Ale od czego mamy obrazki??

Ilustracje... nie powalają. Może rozpieścił mnie Zdenko Basic oraz Maciej Szymanowicz i sądzę,że to moje subiektywne odczucie,ale jeśli mam przed sobą TAKI format to chciałabym powzdychać patrząc na obrazki (skoro tekstu jakoś mało...)

Cóż mogę więcej dodać... Wg mnie coś poszło nie tak choć nie wątpię,że znajdą się rodzice,których ta pozycja zachwyci. Jak wiadomo moje opinie są absolutnie subiektywne i tak czy siak należy przekonać się samemu czy balianna wymyśla czy też tym razem trafia w sedno.

czwartek, 24 listopada 2011

"Alicja w Krainie Czarów" - drogi prezent, szczególny prezent.


Nowe wydanie Alicji w Krainie Czarów pewnie większość z Was miała okazję gdzieś zobaczyć.Wszystkim się podoba, ale narzekają na cenę.

A teraz wyjaśnię krótko dlaczego ja bym na tę cenę tak nie narzekała :)

Zacznijmy od początku. Gdy pierwszy raz zobaczyłam Alicję... oniemiałam z zachwytu.Po chwili wyrzuciłam młodą z pokoju i sama zaczęłam rozkoszować się tym...arcydziełem? Tak. Dobre słowo.
Każda strona w tej książce "żyje" i pozwala dziecku jeszcze lepiej wejść w świat Alicji.
Młoda uwielbia tę książkę. Mamy ją w domu już dłuższy czas i widzę,że zainteresowanie nią nie słabnie. Cały czas odkrywamy w niej kolejne szczegóły.
Elementy "interaktywne" takie jak rosnąca Alicja, znikający kot, małe drzwiczki za którymi kryją się niespodzianki itd to strzał w dziesiątkę! Do tego ilustracje,które mogę określić jednym słowem: KOSMOS.
Nieprawdopodobna dbałość o szczegóły, wizerunek postaci zgodny z moim wyobrażeniem w 100%. To nie są zwyczajne obrazki do dobrej historii.
Ilustracje są jakby drugą książką.
Równie dobrze można nie czytać książki a ją oglądać. Coś pięknego.
Dla mnie ta książka ma podwójny wymiar - dziecięcy i artystyczny. Oglądam ją trochę jak dzieło sztuki.

Przejdę więc do kwestii finansów.
Powiedzmy,ze średnia cena książki to 55zł. Dużo. ALE biorąc pod uwagę format, sposób wykonania, dbałość o każdy najmniejszy szczegół stwierdzam,że to cena "do przeżycia". Jeśli chcecie kupić prezent dziecku a macie budżet w okolicy 50 zł to wystarczy ta książka i prezent "zrobiony". Wygląda tak okazale , że nie potrzebujemy do niej nic więcej.
Zabawki się nudzą a Alicja...pozostaje.

Warto też zapoznać się z portfolio ilustratora- Zdenko Basic




środa, 16 listopada 2011

Stos na przyszły czas...


Mam kolorystycznego świra.Przyznaję. Książki muszą stać na półce ułożone kolorami.Wszystkie białe książki były więc w dużym pokoju (tym,w którym przebywam 3/4 dnia). Okazało się jednak,że wśród tych białych większość już przeczytałam albo mnie na ten moment nie interesują. Z bólem serca więc przeniosłam na to miejsce ksiązki,które chcę przeczytać w następnej kolejnosci. Oznacza to,że (i niech blogger będzie mi świadkiem),że wszystko co tu stoi będzie przeczytane w najbliższym możliwym czasie.
I nie pomogą lamenty książek pozostawionych na innym regale. O! Tak przysięgam- JA.

:)

wtorek, 15 listopada 2011

puk,puk...

Wybaczycie mi tę ciszę?

Ostatnio mój dzień kręci naprzemiennie - dzieci,praca,nauka,dzieci,praca,nauka.Czasem dojdzie fotografia, którą postanowiłam "ożywić" ( przy okazji serdecznie Was zapraszam na moją stronę http://www.olasanta.com ).
Czy czytam?? CZYTAM! Tylko niekoniecznie to, o czym można pisać na blogu. Głównie biologię i chemię z przerwami na "Nagrody" ( ciągnę od miesiąca choć książka świetna!)
Są też książki dla dzieci,które czekają na recenzję.

Tęsknię za tym blogiem ;) choć na Wasze blogi zaglądam regularnie i pluję sobie w twarz,że tyle cudnych książek mnie omija...
Życie.

poniedziałek, 10 października 2011

"Koszmarny Karolek w samochodzie" czyli jak dziecięce książki bawią dorosłych :)



"Karolku, czekamy na ciebie!

-Karolku,zejdź na dół!
-Karolku, ostrzegam cię!

Koszmarny Karolek siadł na łóżku naburmuszony.Jego nikczemni rodzice mogli go sobie jeszcze długo ostrzegać.On się nie ruszy.

-Karolku,przez Ciebie się spóźnimy!- krzyczała z dołu mama.
-I o to chodzi!! - krzyknął Karolek."

Przedstawiam Wam książkę dla dzieci, którą czytałam do końca pomimo tego,że młoda poszła już dawno spać.

Karolek- inteligentny, podstępny, zły na rodziców, zły na brata, pomysłowy i chodzący własnymi ścieżkami.
Damianek - przeciwieństwo swojego brata Karolka. Ułożony, typowy "lizusek", wywyższający się nad Karolkiem.
Rodzice... - współczuję rodzicom,tyle mogę tylko napisać :)
Wymiotująca Wera - niemowlę,o które toczy się cała wojna.

Karolek bardzo chce iść na urodziny kolegi Olo. BARDZO CHCE IŚĆ. A to oznacza wykorzystanie wszystkich możliwych środków by dopiąć swego. Jego plany krzyżują jednak zbliżające się chrzciny Wymiotującej kuzynki Wery. Wyobrażacie sobie? Zabawę w Aero Rodeo zniweczyło wrzeszczące niemowlę! Karolek postanawia więc opóźnić wyjazd, nie dopuścić do wyjazdu a w końcu uprzykrzyć go rodzicom jak tylko się da.
Jeśli dodać do tego denerwującego Damianka, który przykładnie gotów jest do wyjazdu robi się niezła draka.
I dobrze,że się robi ;) Bo historia jest przezabawna a dialogi wywołują głośny śmiech (głównie rodziców). Są życiowe w 100% i pewnie dlatego tak śmieszne :)
Współczuję rodzicom Karolka i po cichu cieszę się,że mam dziewczynki chociaż... kto wie czy i mnie nie czeka taka sama historia. Wtedy z pewnością przestanie być zabawnie :)

piątek, 7 października 2011

Ściska mnie w gardle.. "Życie na drzwiach lodówki"


Moje córki są dla mnie najważniejsze na świecie
a strach przed utratą kogoś bliskiego paraliżujący. Gdybym wiedziała o czym jest ta książka, nie zaczęłabym jej czytać.
Ale wpadłam po uszy,bo wystarczy przeczytać kilka pierwszych zdań i nie można przestać.

Poznajemy matkę i córkę. Mama- lekarz, zapracowana, zaniedbująca swoje dziecko, dziewczyna ma lat 15 i jest w okresie gdy potrzebuje mieć kontakt z mamą a jednocześnie przeżywa swoje pierwsze miłości.
Obie się mijają. Jedna przychodzi do domu,druga chwilę wcześniej wyszła. Nie mają czasu na rozmowy, nie mają czasu na wspólne chwile i wreszcie...nie mają czasu by w okresie pożegnania nadrobić te wszystkie lata.
Ich życie zapisane jest na kartkach przyczepionych do lodówki,bo w ten sposób się porozumiewają.
Gdy przychodzi moment, w którym bliskość jest najważniejsza nie potrafią mówić, żalić się, przygotować na rozstanie- ciągle tylko piszą.
"Mamo, nie mogłam być rano- wrócę późno,czy coś się dzieje"
"Claire, byłam taka słaba..."
A gdy matka po kolejnych chemioterapiach nie ma sił na pisanie , córka dalej pisze. Do końca.

To przerażająca a jednocześnie cudowna historia. Kulka w moim gardle rosła z każdą stroną.
Mówiąc szczerze, to nie była odpowiednia książka dla mnie. Teraz myślę jeszcze więcej i mam cały czas łzy w oczach.
Dalej...nie wiem co powiedzieć...

czwartek, 6 października 2011


Kryzys czytelniczy mnie dopadł, codzienność zdławiła chęć przeniesienia się do innego świata. Ale na szczęście powoli mija i przebijam się sprawnie przez "Lód w żyłach" szykując się jednocześnie do audiobooka Zafona ( w końcu już niedługo kolejna część!!)

Jesień nas rozpieszcza. Dziwne,że właśnie w te złote,piękne dni, gdy jest mi tak dobrze nachodzą mnie sentymenty i ciężkie przemyślenia.
Wrócę.

poniedziałek, 26 września 2011

Musisz posłuchać!

Moja sekretna dieta i "Domowy fitness - zapomnij o siłowni!"



Chciałam nagrać recenzję video tej książki, ale za długo mi to zajmowało, więc zdecydowałam się przedstawić ją tradycyjnie.

Z dietami,ćwiczeniami,postanowieniami borykam się od dawna. Moja waga w ciągu ostatnich 4 lat wzrastała i spadała - w ciąży 25kg do przodu, po ciąży spadek, znów wzrost,znów spadek. Przyznaję- uzależnienie od słodyczy,serów i makaronu nie działa dobrze :) Dla takich łasuchów jak ja jedynym ratunkiem sa ćwiczenia albo przeprogramowanie mózgownicy.

Z przeprogramowaniem różnie bywało, o czym zaraz, z ćwiczeniami także :)
Nie zastanawiałam się którą książkę z MUZY wybrać, gdy przyszedł mail z nowościami.
To nie jest kolejna książka z ćwiczeniami. To solidny, konkretny program na usprawnienie, zbudowanie mięśni, utragtę kilogramów. Co dziwi w pierwszej kolejności, to wygląd- na spirali, kartki przecięte na pół. Jedna część przedstawia opisy ćwiczeń, zdjęcia i rady a druga to program z wyszczególnieniem stopnia zaawansowania i celu (inny jest na budowanie masy, inny na stratę kg). To ogromny plus.

Głównym założeniem tej książki jest stworzenie domowej siłowni dzięki "substytutom" ciężkich sprzętów- piłce, lince, ciężarkom. Podliczyłam, że aby zastosować się do ćwiczeń w książce należy wydać ok.150zł - mniej niż karnet miesięczny na siłownię, więc jest to drugi plus. Idealne wyjście dla zapracowanych.


Opowiadałam Wam kiedyś o książce "100 sekretów diety". Sądze,że połączenie "Domowego fitnessu" z tą pozycją to gwarancja sukcesu :)
Powinny być sprzedawane w pakiecie.

A co do diety jeszcze. Opowiem Wam o diecie, która przyniosła najlepsze efekty. Podczas stosowania jej nie tylko codziennie widziałam niższą wage ale też odzyskałam energię i chcę ponownie się do niej zastosowac a najlepiej zwyczajnie zmienić swoje przyzwyczajenia.

1) Mało pieczywa. Mało, nie oznacza wcale. Dbałam za to o jakość - zamiast zwykłych bułek kupowałam małe, otrębowe, ciemne... takie,które lubię najbardziej. Jadłam np. 2 takie maluchy na śniadanie, do tego serek wiejski z ogórkiem i dobrymi przyprawami.

2) Smak - musiało być pysznie. Do pracy nosiłam ze sobą pakiet ulubionych przypraw, dzięki którym zwykła sałata stawała się przysmakiem

3) Czas- jadłam niewiele ale za to powoli. Delektowanie się każdym kęsem pomaga ;)

4) Warzywa- właściwie w każdym posiłku były warzywa. Zrezygnowałam ze spaghetti z cięzkim sosem na rzecz penne z pomidorami,tuńczykiem i sałatą.

5) Śniadanie, przekąska,obiad,przekąska- finito. :) Ale najwazniejsze,że ten obiad mógł być syty z zastosowaniem zasady smaku i jakości. Odpadało więc śmieciowe,szybkie jedzenie. Odpadał tłuszcz, zupki chińskie i wszystko co proszkowane. Własnie wtedy odkryłam tortillę ze szpinakiem, tuńczykiem/łososiem i serem pleśniowym (o kurcze,zgłodniałam).

6) Magiczna godzina 18.00 - po tej godzinie lodówka na klucz!
7) Słodycze - wyszłam z założenia,że skoro ochota na czekoladę jest tak ogromna to wolę zjeśc coś słodkiego teraz niż objadać się później pączkami :) Tu pomocne były batoniki Corny - słodkie i mało kaloryczne.

8) I teraz najlepsze!! NAGRODY!!!!
Za każde 2kg kupowałam sobie ksiązkę :) HA! Ja wiem,że ten punkt podoba się Wam najbardziej. Motywowało mnie to równie mocno jak cyferka na wadze.


Chyba o niczym nie zapomniałam.

Wracając do książki - nie ma innej możliwości. Jeśli zastosujecie dietę i te ćwiczenia ( a są tam ćwiczenia, których sami byście nie wymyślili choć są banalnie proste :) ) to schudniecie, wrócicie do formy i wyćwiczycie całe ciało.
A do sukcesu prowadzi jedno słowo- motywacja.

poniedziałek, 19 września 2011

Laura w krainie książek ;-)





Wczorajsza sesja była połączeniem tego co kocham. Książek i światła. Choć inspiracja książkami bardzo luźna to ciesze się,że wreszcie pojawiły się na moich zdjęciach. Przedstawiam Wam pierwsze efekty :) Z pewnością dojdzie jeszcze kilka ujęć...

niedziela, 4 września 2011

Wspomnienie dzieciństwa, czyli Tuwim i Brzechwa



seria "Wiersze i wierszyki dla najmlodszych" - wyd. Wilga

:) Gadżet :)


Kilka dni bez internetu zaowocowały amatorską wstawką , która bedzie pojawiać się przez recenzjami :)
co sądzicie?

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Filmowy weekend :)



Weekend zaowocował obejrzeniem filmów, które mogę Wam teraz krótko zrecenzować.

" Pożyczony narzeczony"

Taaak, miałam ochotę na głupią komedię romantyczną. Dostałam romantyczną, ale nie komedię i nie głupią. Na szczęście :)
Film opowiada historię dwóch przyjaciółek. Rachel jest bardzo spokojną duszą a Darcy to krzykliwa i pewna siebie..przyszła panna młoda. Okazuje się jednak,że pan młody to pierwsza miłość tej pierwszej. Po jednej z imprez urodzinowych wpadają na siebie i dziwnym zbiegiem okoliczności spędzają wspólnie noc. Tu zaczyna sie cała historia, w której Rachel nie może sobie wybaczyć zdrady przyjaciółki a pan młody zastanawia się jak zerwać zaręczyny,gdyż uświadamia sobie,że kochał Rachel od lat.

Historia niby banalna, ale film mimo wszystko bardzo mi się podobał. To piękna historia o przyjaźni, poświęceniu i prawdziwym uczuciu.

Obejrzyjcie koniecznie!!

........................................

Dzień później obejrzałam "Dzień dobry TV".
Komedia- uśmiałam się na kilku momentach do łez.
Poznajemy historię dziewczyny, która zostaje zwolniona ze stacji telewizyjnej i dzięki swojej determinacji przyjęta do innej stacji jako producent programu porannego. Okazuje się,że program cieszy się złą sławą, oglądalność spada i dyrekcja planuje zdjąć go z anteny. Nowa pani producent musi zrobić więc wszystko by program znów był popularny.

Po pierwsze- Rachel McAdams,którą uwielbiam i Harrison Ford oraz Diane Keaton. Mówić więcej? Mieszanka ta zaserwowała kawał dobrego,lekkiego ale bardzo inspirującego kina. Po obejrzeniu go do głowy wpadło mi tysiąc nowych pomysłów i nabrałam ochoty by...zwyczajnie działać a nie biernie siedzieć i czekać na szanse.

.........................................

"Jedz, módl się, kochaj"

Nie wiem czy muszę Wam opisywać o czym jest ten film. Pewnie większość z Was wie. Mamy tu kobietę, która nagle pojmuje,że choć kocha męża przestała być sobą i nie jest szczęśliwa. Decyduje się na rozwód i wyrusza w podróż by odnaleźć spokój i zrozumieć co takiego się stało,że przestała cieszyć się życiem.

Na początku byłam zafascynowana, później znudzona by za chwilę znów wciągnąć się w ten film i chcieć go obejrzeć drugi raz.
To taki film do obejrzenia przy lampce wina i spaghetti. Nie ma tu wielkiej akcji, nie ma też humoru. Jest muzyka, szczegóły, jedzenie, miłość, medytacja i ...szczęście. Szczęście, które każdy w nas powinien odkryć.
Skończyłam go oglądać i długo,dłuugo myślałam. W pewnym sensie jest to film o mnie. Przerażające odkrycie.

........................................


Dziś rano natrafiłam na "Wciąż ją kocham".

Wspaniały film.
Nie wiem nawet czy mrugnęłam oglądając go.
Savannah i John poznają się na plaży i zakochują właściwie od razu. Problem jednak w tym,że John jest żołnierzem i musi wyjechać na rok. Po roku wraca...by oznajmić,że przedłużył kontrakt o kolejne 2 lata. W tym czasie ich miłość przechodzi ogromną próbę, której nie zdaje. Co dalej?
Przekonajcie się sami!
Daleko tu do banału. Jest za to obraz pięknego uczucia,które dojrzewa na odległość i wyraża się w listach. Jest też cudowny wątek więzi syna i autystycznego ojca. Wzruszający film.


Jak widzicie weekend minął mi filmowo i żaden z filmów mnie nie zawiódł. Mogę z czystym sumieniem wszystkie te filmy polecić Wam na wieczór do obejrzenia w samotności lub w towarzystwie. Sądzę jednak,że na "Jedz , módl się, kochaj" typowy facet się wynudzi (wiecie jak jest ;-) nie dla nich wielkie przemyślenia i filozofie ).

sobota, 27 sierpnia 2011

Szukam filmu...

Szukam dobrego filmu na dzisiejszy wieczór. Chciałabym coś relaksującego, więc dramaty odpadają. :) Polecacie coś?
Może być nawet z tych naiwnych, romantycznych amerykańskich komedii. Wczoraj oglądałam "Pożyczony narzeczony" i nawet mi się podobał.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Tajemnicza książka o miłości :) video-recenzja

Jeśli szukacie książki o miłości, której daleko jednak do banału to ta,którą dziś przedstawiam, będzie dla Was idealna!
Nie jest typowo romantyczna, daleko jej do Harlequinów. Jest tu więcej erotyki niż ckliwych dialogów.
Wciągnęła mnie, dała się ponieść, oprowadziła po miejscach m.in. Wrocławia i obudziła ciekawość.

W zakończeniach książek szukam odpowiedzi albo podsumowania, lub postawienia kolejnego znaku zapytania. Nie lubię nijakich zakończeń a w przypadku ksiązek o miłości łatwo o takie, które są slodkie aż do
mdłości. W tym wypadku, choć granica była bardzo cienka, autorce udało się zachować umiar :) i zaserwowała zakończenie idealne dla tej książki, które czytałam sobie kilkukrotnie.
Chcecie wiedzieć o jakiej książce piszę?

Obejrzyjcie moje kolejne gadanie :

piątek, 19 sierpnia 2011

Na nowym...uff


Już na nowym.
Przeprowadzka to istny koszmar o czym wielu z Was nie muszę mówić. Gdyby nie moja siostra pewnie nie dałabym rady. Dziękuję kochana!!
Mój strychowy zakątek wygląda coraz lepiej. Książki ułożone kolorystycznie,więc w mojej głowie również zapanował spokój :)
Jeszcze się nie zadomowiłam. To trwa zdecydowanie dłużej niż rozpakowywanie się. Muszę poczuć klimat tego mieszkania i okolicy.
Aaaa...co do okolicy... Poznawanie nowego miasta (wioski?) jest cudowne. Każdy sklep, droga, ludzie- wszystko nowe.
Podoba mi się to,że choć miejscowość nie ma praw miejskich to wygląda jak małe miasteczko. Mnóstwo sklepów, jest Biedronka ;-)), klub Fitness, gdzieś jest też mega kościół ( co to za określenie?? "mega"?) Ale tak, ze zdjęć wygląda niesamowicie i choć do kościoła mi daleko pod względem moich przekonań to chętnie go zlokalizuję i obejrzę.
Z plusów- wreszcie mam miejsce by wyjść z dziewczynami, mogę iść rano po bułki (co w poprzednim mieszkaniu było problemem), usiąść na balkonie i patrzeć na... No dobra, widok mam kiepski. No i jest ten klub fitness, z który kusi niedrogimi karnetami i możliwością wzięcia udziału w aerobiku, jodze czy wypoceniu się w siłowni.

Z minusów - tęsknię za moim rodzinnym miastem i jego cudnym klimatem, siostrą obok, rodzicami, fontanną przy rynku... (chlip...)

Wrócę kochani niedługo z video-recenzjami i będę zamęczać Was swoim gadaniem. Coś udało mi się przeczytać :) i to całkiem dobrego!
Na zdjęciu 1/4 mojego strychu :)

piątek, 12 sierpnia 2011

Zmiany,zmiany...

Co za okropny sierpień!! Na początku szał poszukiwania nowego mieszkania, bitwa ze studentami,którzy teraz mają okres na wynajmy. W końcu znaleźliśmy mieszkanie w niewielkiej miejscowości zaraz pod Poznaniem. Uff... Wygląd okolicy, nowego lokum i perspektywa posiadania drugiego poziomu,który będzie wyłącznie MÓJ koi moje skołatane serce. Będę miała wreszcie miejsce, w którym ułożę wszystkie książki,płyty,zdjęcia, postawię stół z kwiatami, wstawię niewielkie łóżko i poczuję się ponownie jak panienka ;))
Siedzę więc pomiędzy pudłami, końca nie widzę, układam w głowie plan rozpakowywania tego wszystkiego i przygotowuję się na jutrzejsze malowanie pokoju,który docelowo będzie Olimpii. Miał być różowy- będzie różowy. Zakasam więc rękawy i pobawię się w malarza. Lubię takie męskie zajęcia- składanie mebli, malowanie, wbijanie gwoździ itd. Młotek mi nie straszny :)
Wracając do tematu. W niedzielę wielki wyjazd. Jestem przerażona. Znowu będę daleko od mojej rodzinnej mieściny i to mnie martwi. Na szczęście nie tak daleko jest autobus, trochę dalej tramwaj więc w godzinę dojadę. Liczę po cichu,że w końcu zdecydujemy się na drugi samochód dla mnie i będę mogła wykorzystać moje zdolności samochodowe.
Co do zdolności... w ciągu ostatniego tygodnia wyjeżdżałam może 3 razy. Przy pierwszym zgubiłam pilota do zamka, za drugim dowód rejestracyjny a za trzecim kluczyki ***... Dobrze,że samochodu nie zapomniałam ;)

Notka bez sensu, zawierająca dokładnie to,co mam w tej chwili w głowie- BAŁAGAN! Odezwę się z nowego miejsca...

*** - wszystkie rzeczy zgubione,znalazły się po kilku dniach w różnych, niespodziewanych miejscach.

sobota, 30 lipca 2011

Gdy książka trafia w sedno...




Na początku przestraszyłam się, że mam do czynienia z filozofią Paulo Coelho - czyli proste prawdy ubrane w wielce mistyczne myśli.
Czytając jednak dalej nie mogłam się oderwać. Jakie to proste! Jakie odpowiedzi na wielkie pytania są banalne!

Ale od początku...
Chłopak imieniem Andy gubi się w swoim życiu. Mieszka pod molo, rozpacza i nie widzi szans na lepsze jutro- do czasu. W pewnym momencie pojawia się staruszek imieniem Jones. Rozmowa z nim otwiera przed chłopakiem nowe drzwi, odnajduje on bowiem inną perspektywę, z której powinien spojrzeć na swoje życie. Andy przez dalsze lata obserwuje staruszka, który pojawia się i znika zostawiając za sobą kolejnych, "naprawionych" ludzi. Nikt jednak nie wie kim jest, skąd się wziął, dlaczego przez lata się nie starzeje, gdzie śpi, co robi...
Poznajemy więc historie typowych ludzi, ich problemy , których rozwiązania zna właśnie Jones.
Historia właściwie banalna - kolejna książka w stylu "znajdź perspektywę", "przywołaj ziemskie przyciąganie" itd. Byłam sceptyczna.

Trafiłam jednak na rozdział, który idealnie odpowiedział na pytanie jakie ostatnio cały czas mnie męczy...
Jones zjawiał się w życiu innych w najgorszym kryzysie i znikał gdy tylko pojawiało się światełko nadziei.
Mogę dziś powiedzieć, że książkowy Jones zjawił się też u mnie i porozmawiał ze mną tak jak z innymi.
Nie mogę uwierzyć, że przeczytałam tę książkę akurat w tak trudnym dla mnie okresie.
Potraktuję to naiwnie jak znak.

"Mistrz" Andy Andrews, wyd. Otwarte

piątek, 29 lipca 2011

Gdy muzyka wyraża więcej...

Gdy słucham muzyki w trudnych chwilach szukam słów, które wyręczą mnie w myśleniu. Dokładnie tak, jakby ktoś przelał moje własne myśli , stworzył piosenkę i wyśpiewywał mi ją dla ukojenia.


A tu jedna z moich ulubionych:

poniedziałek, 18 lipca 2011

Dodatek do Sukcesu.

Gdyby ktoś jeszcze nie zauważył, do gazety "Sukces" dodana jest książka Alexandra Mc Call Smith "Kobieca agencja detektywistyczna nr 1". Oczywiście zakupiłam słysząc odwieczne pytanie "Po co ci tyle książek,skoro i tak wszystkich jeszcze nie przeczytałaś??" Jak to po co? Jedni kolekcjonują znaczki, kamienie a inni książki. O. A świadomość,że po zakończeniu jednej mogę wybrać kolejną z wielkiego stosu ok setki książek, wprowadza mnie w dziwny błogostan.

niedziela, 17 lipca 2011

Ładuję baterie.


Jedno zdjęcie z dzisiejszej sesji. Dała mi siłę na kolejny tydzień.

wtorek, 12 lipca 2011

Wpadłam po uszy. Pierwsza wizyta w bibliotece.




Dopadło i mnie...zapisałam się do biblioteki.
I to JAKIEJ biblioteki. Nie chodzi tu o wielkość ani też ilość książek,bo ta jest raczej przeciętna. Pierwszy raz widziałam tak dobrze zaopatrzoną bibliotekę- mnóstwo nowości, kultowych tytułów, książek ,które tak chwaliliście na swoich blogach. Nie wiedziałam co wypożyczyć , chciałam wszystko!
Znalazłam ( Moni- możesz jawnie zazdrościć! ) Nabokova i jego "Król,Dama, Walet", wypożyczyłam także książkę "Mistrz" Andy Andrews.

Przy okazji ... szukam tytułu książki, która opowiada o parze ludzi i ich życiu (niekoniecznie razem) ale opowiedzianym z perspektywy jednego daty (ten sam dzień, miesiąc ale różne lata). Nie pamiętam nic poza tym... Pani bibliotekarka obiecała tę książkę zakupić... a ja chętnie wypożyczę ;)

piątek, 8 lipca 2011

O sensie moim.

Wczoraj wykonałam pierwsze zdjęcie do drugiego foto-projektu o tajemniczej nazwie "36".
Uruchomienie analoga, włożenie do niego czarno-białego filmu, wdychanie chemii.. ;) Aparat analogowy pachnie zawsze tak samo- nie ważne czy to stary Zenit czy nowszy Nikon. Ten sam cudny,twórczy zapach.
I wreszcie uświadomienie sobie,że bateria w cyfrówce padła uniemożliwiając mi zrobienie testowych zdjęć. Pozostało więc jedno- dopracować wszystko w takim szczególe by te 2 wykonane zdjęcia były idealne. Ręka mi się trzęsła, serce biło jakoś szybciej i pobiłam swój rekord w długości sesji. Odejmujac czas na szukanie lakieru do włosów trwała może 5 minut. Dwa zdjęcia, dwie szanse, bez powtórek, bez cięć, bez poprawek. Aaajć. czekam więc aż film się zapełni i zaniosę go do wywołania. Będę chyba koczować przed labem. Dla mnie to taki projekt- próba. Nigdy nie miałam czarno-białego filmu, analog leżał w torbie od 6 lat.

Jeśli tylko zdjęcia wyjdą tak,jak to sobie wyobrażam wszystkich Was zaproszę na wystawę. :)

Dla mnie to jak wzięcie głębokiego oddechu. Mam przed sobą wielkie cele, które nie są związane z fotografią i muszę się ich trzymać jak mogę, ale druga strona aparatu, tworzenie, odkrywanie daje mi dodatkową siłę. Ciekawe czy ta siła pozostanie po odebraniu stykówki z foto-labu.

wtorek, 5 lipca 2011

11 miesięcy... Lilianna






czy ja Wam w ogóle pokazywałam jak szybko rośnie moja młodsza córa?? :) Na poprzednim blogu chwaliłam się nią gdy była noworodkiem, ale już 11-miesięcznej dziewczynki nie widzieliście. A więc pękam z dumy:

poniedziałek, 4 lipca 2011

Książkoholika dylematy.

Ulubiony ale jednocześnie irytujący moment- wybór kolejnej książki. Nie pomagają mi w tym stosy,które nie mieszczą się na półkach i leżą ułożone rzędami.
Od 3 dni zastanawiam się co czytać dalej,na co mam ochotę. Za dużo tych książek. Chciałoby się wszystkie...na raz.
Krążę gdzieś między Nabokovem (jak zwykle) a Smażonymi Zielonymi pomidorami potykając się o Muzowe nowości i Noaha Gordona.
Kiedyś robiłam wyliczanki ale z powodu wyżej opisanej ciasnoty na półkach liczenie straciło sens.
Ech... idę wystać kolejne 20 minut przed regałem.

"Opowieści przy kawie" Alexander McCall Smith




Druga część o życiu mieszkańców Scotland Street.
Obawiałam się jej.Po doświadczeniach z wszelkimi "seriami" wolałam by nic nie zatarło dobrego wrażenia,jakie pozostawiła po mnie druga część.
Jakże się myliłam!

Po pierwsze i najważniejsze- czytanie drugiej częśći jest bez sensu jeśli nie przeczytaliście pierwszej. Mamy tu kontynuację kilku wątków , ciężko będzie się połapać o co chodzi bez przeczytania serii od początku.
W drugiej części mieszkańcy mają barwniejszą osobowość. Domenica na przykład z kobiety statecznej, spokojnej obserwatorki staje się niezaspokojoną łowczynią przygód! Mój ulubiony wątek chłopca Bertiego i jego nadopiekuńczej matki nabiera dodatkowej pikanterii gdy ojciec postanawia być ojcem i buntuje się przeciwko sztywnym zasadom wprowadzonym przez żonę.Matka odpuszcza, ale nie bez powodów. Bertie odzyskuje więc pozorną władzę nad własnym dzieciństwem- nie wie jednak,że czeka go niespodzianka....

Nie mogę uwierzyć w to,że taka książka mi się podoba. W zasadzie nie ma tu wielkich zaskoczeń, pędzącej akcji, nie ma wyraźnych wątków (jest ich kilkanaście,ale żaden nie dominuje), jakiegoś punktu zaczepienia a mimo to z chęcią sięgnę po cześć trzecią pobijając tym samym swój rekord. Mieszkańcy są tak ludzcy, że wsiąkam w każdą opisaną chwilę z ich życia.
Zaczynam rozumieć fenomen Alexandra McCall Smith'a. Jego książki są dobre na wszystko - sposób narracji dziwnie uspokaja a historie relaksują.
Chwytam więc "Miłość nad Szkocją" z niecierpliwością czekając na reakcję Bertiego na wielkie 'bum' w jego życiu.

piątek, 24 czerwca 2011


Intensywna końcówka sesji- jeszcze kilka dni,jeszcze kilka...
A tym czasem cytat,który wpadł na mnie na facebooku :) Coś w tym jest...

piątek, 17 czerwca 2011

Julia - fotoprojekt odsłona druga :)



KLIKNIJCIE BY POWIĘKSZYĆ
Wybaczcie ciszę książkową... od lipca to się zmieni. Póki co jedyne książki,które mogę czytać związane są ze studiami...:/
Ale gdy mam wolną chwilę (a raczej gdy jej nie mam ale udaję,że ze wszystkim się wyrobię) fotografuję ten mój książkowy projekt.
I tak wczoraj powstala Julia ...

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Fotoprojekt- Bridget Jones




Witajcie. Pisałam Wam już kiedyś,że szukam kobiet z książek. Rozpoczęłam wczorajszą sesją projekt, który jest dla mnie ważny - po pierwsze łączy ze sobą dwie pasje- książkową i fotograficzną,po drugie jest to właściwie pierwsza taka seria i po trzecie ,duża szansa, że po zakończeniu powiększenia pojawią się w formie wystawy.
Zadanie dla Was - może jakieś propozycje nazwy tegoż właśnie projektu? Myślałam o czyms w stylu "Między stronami" albo "Piąta strona"...

No dobra. Czas na pierwszą kobietę - Bridget Jones. Znalezienie modelki graniczyło z cudem. Która kobieta zgodzi się pokazać swoje fałdki, zagrać, wczuć się w rolę, mieć dystans do siebie... aż nagle pojawiła się znajoma, która swoją otwartością i brakiem ograniczeń zainspirowała mnie do wielu,wielu przemyśleń.

Przy muzyce z filmu o Bridget "All by myself" powstały więc ujęcia połączone w kolejnym etapie produkcji z cytatami:

TU ZDJĘCIA z cytatami- KLIK

czwartek, 9 czerwca 2011

Ponarzekałam ;)

Jak to jest... Gdy mam natłok spraw,obowiązków to pojawia się milion dodatkowych pomysłów i ten czas jakoś dziwnie nie chce się rozciągnąć?
Sesja egzaminacyjna a ja mam brutalne zderzenie z rzeczywistością. Przecież już dawno minęły czasy,kiedy mogłam tylko się uczyć i rozmyślać o niebieskich migdałach. Lili zaczęła raczkować co oznacza wyrzucanie wszystkiego z szafek, zjadanie każdego paprocha z podłogi, w dodatku ma zapędy na wstawanie co kończy się jeszcze płaczem.
A gdy już błogo sobie zaśnie to przecież jest jeszcze druga maluda, jest praca, są plany, coś trzeba robić by utrzymać się na tym padole.
Chcesz się uczyć? Dobra! Ale w nocy. Noc jest najlepsza. Cisza, spokój, komputer wyłączony, telefony milkną ale mój mózg też jakby... milczy?
zzzZZzzzZZZzzzzZzzzZZZZzzzzzz...

wtorek, 7 czerwca 2011

Pod napięciem ;)

Roznosi mnie dzisiaj.Mam ochotę przemeblować całe mieszkanie, pomalować ściany, zmienić coś w sobie, w innych, w chmurach,słońcu... kurde wszystko od nowa!! Gdyby się dało!!!!!!...
Jeśli burza mnie nie zaskoczy może pobiegam wieczorem by wyładować energię. Czy Wy też macie takie dni? Gdy krzesła i kanapa to najwięksi wrogowie?
Marzy mi się wycieczka, podczas której można się pobrudzić, zmęczyć, poprzeklinać na "ten głupi pomysł" ;)
Zdecydowanie dzisiaj mam szczyt energetyczny.

piątek, 3 czerwca 2011

Lo...






Mialy być zdjęcia inspirowane Lolitą. Nie wyszło dokladnie tak jak chcialam i póki co nie potrafię ocenić tych zdjęć...

środa, 25 maja 2011

"Nie ma o czym mówić" - jest o czym.


Trochę niepewnie zabieram się do tej recenzji. Dziwna książka. Możemy dzięki niej poznać życie,myśli (?) bezdomnych i zagubionych.
Tak można to opisać w wielkim skrócie.

A teraz rozwinę...

Widząc bezdomnych na ulicy, jako dziewczynka-nastolatka, podchodziłam do nich , chciałam filozofować, uprawiać tanią psychologię. Potem zmieniłam taktykę i kupowałam im bułki w McDonaldzie. W dorosłym życiu straciłam część sentymentów, szczególnie gdy przyszedł do mnie niby bezdomny i prosił o pieniądze. Starym zwyczajem zaproponowałam jedzenie a on oparł: "Pani, ja mam tyle jedzenia,że w plecaku mi się już nie mieści".
Cóż... Wracając do książki. Historie bezdomnych,zapomnianych,pogubionych są krótkie- czasem tylko jednozdaniowe. Niektóre opisane są z perspektywy autorki i tego jak ona widzi spotykanych ludzi a inne to cytaty, wypowiedzi tych zagubionych ludzi.
Czasem czytałam z zapartym tchem a innym razem poczułam,jakbym czytała zapiski tej aspirującej na wielkiego psychologa nastolatki. Jedne zdania są mocne, wbijają w fotel, dają do myślenia a inne... wpisane bez sensu,jakby miały tylko zapełnić puste miejsce.
Mam też problem z tekstami, które są niby odzwierciedlenniem słów samych "zainteresowanych". Wierzę,że wśród bezdomnych, pogubionych, część to inteligentni ludzie,którzy gdzieś zbłądzili. Większość ma jednak mózgi wyprane denaturatem ,przez co trudno mi było uwierzyć w słownictwo, formę , poprawną polszczyznę... zabrakło mi ulicznego "kurwa" jako przerywnika. Często zbyt patetycznie, zbyt przemyślanie,zbyt ostrożnie.
To są moje główne zarzuty co do tej książki. Jest jeszcze jeden - finansowy. Książka jest niewielka a kosztuje 29,90zl... chociaż...

I tu czas na pozytywy.

Tak jak napisałam, jest w niej wiele stron,które powtarzałam,wracałam i szukałam dodatkowego sensu. Jest wiele zdań,które wbiły się w moją głowę. I wreszcie,najwazniejsze. Bułki w Mc Donaldzie już nie kupię ale spróbuję spojrzeć na nich inaczej. Będę przechodzić obok i zastanawiać się co , jak ,dlaczego. Nie znajdę wyjścia z tej sytuacji,bo jestem zbyt malutka by wszystkich wyciągnąć z dna (te ambicje już mi przeszły),ale może dzięki tej książce, którą mimo słów krytyki uważam za lekturę interesującą, znajdzie się ktoś,kto rozpozna w tekście Panią Halinkę,Zenka, czy inną osobę i zdecyduje się pomóc. Tak po prostu.

................

"Nie ma o czym mówić" Marta Szarejko, wydawnictwo AMEA

niedziela, 22 maja 2011

Pan Stos


Dawno nie było u mnie książkowych stosów. To książki zebrane w ciągu ostatniego miesiąca. Część od MUZY i AMEA a część to moje prywatne zdobycze. I tak od góry:

Kupione/znalezione :)
- Studium w Szkarłacie - moje pierwsze spotkanie z Holmesem.
- Samotny mężczyzna - z nowym Zwierciadłem.
- Wicked - kupione w Tesco za całe 6 zł :)
- Anne Frank "Dziennik" - tej chyba nie muszę przedstawiać

Od wydawnictw cała reszta, na dole jest "Nowy wspaniały świat" jako książka niespodzianka od Muzy i "Pałac Północy" w formie audiobooka (czyli pierwszy raz posłucham a nie poczytam).

Wybaczcie jakość zdjęcia, chwilowo nie mam przy sobie żadnego aparatu.

poniedziałek, 16 maja 2011

Chcecie bajki? :)


Jestem oczarowana. Nawet nie wyobrażacie sobie na ile kiepskich książek dla dzieci trafiam, jak trudno jest wybrać coś wartościowego. Niestety najczęściej muszę przekopać się przez stos książek, które nawet nie powinny tak się nazywać. Prosta, obrzydliwa grafika, jedno zdanie lub dwa kiepsko zrymowane i "książka" gotowa. Tragedia. Ale wracając do tematu oczarowania. Poza "Roztrzepaną sprzątaczką" dostałyśmy też "Pchłę Szachrajkę". Po pierwsze WIELKIE BRAWA dla ilustratora Macieja Szymanowicza! Nie mogę się napatrzeć. To ilustracje nie tylko dla dzieci ale też dla dorosłych. Uwielbiam,uwielbiam,uwielbiam!

Drugie brawa dla wydawnictwa. Piękna seria, dopracowana w każdym szczególe. I uwaga- CENA! sprawdziłam na merlinie, 13.50zl! Książkę dostaniecie pewnie w każdej księgarni w okolicy 20 zł a to rozsądna kwota za taką książkę.

Mam recenzować Jana Brzechwę? Nie mam śmiałości :) Co tu z resztą recenzować? Dowcip, treść, przekaz. Śmiałyśmy się obie czytając tę książkę a tytułowa Pchła Szachrajka to taka babeczka, którą chciałabym kiedyś poznać :) Dla mnie już zawsze będzie wyglądać dokładnie tak jak przedstawił ją Pan Maciej.

Zbliża się Dzień Dziecka, mamy też okres Komunii...dlaczego by nie kupić książki z tej serii? Ja na pewno kupię :) Dla mojej maludy, dla siostrzeńca... to zdecydowanie lepszy prezent niż jakakolwiek zabawka.

poniedziałek, 9 maja 2011

sobota, 7 maja 2011

Śpiewający Dr House- LOVE,LOVE,LOVE!!!!!!!


Aaaaach ten Doktor House... zabrał mi wiele godzin, w których z wypiekami oglądałam kolejne odcinki, ale PŁYTA HUGH LAURIE (!!) to dla mnie IDEAŁ! Wrócił dobry,stary blues, wróciły leniwe wieczory w zadymionym, głośnym klubie.
A pierwszy utwór na płycie, nazwijmy to intrem, jest genialny. Czekajcie (ja też czekam) na premierę w Polsce (jeszcze w maju) i kupujcie!

Tu wspomniany pierwszy utwór:



A tu kolejny:

Przy tym Olimpia tańczy po całym pokoju. Ma gust dziewczyna!!

piątek, 6 maja 2011

Z placu boju.



Dlaczego doba ma tylko 24h??No dlaczego?????!!!! Przecież tyle mam do zrobienia! Chcę zorganizować kilka sesji, mieć czas dla dzieci, na pracę, na rozwój, na studia. A ten dzień nie chce się rozciągnąć chociaż nastawiam budzik na 5.00 i witam go redbullem mając wielkie ambitne plany.
Aaa... w planach nie zawarłam zrobienia obiadu? No to godzina snu do tylu. Wiem,szaleństwo ale ciagle chcę więcej.

Co 2 tygodnie spotykam się z grupą kilkunastu pasjonatów fotografii ( z tego miejsca pozdrawiam Sherlocków,którzy znaleźli mojego bloga ). Te 2-3h spędzone na rozmowie o zdjęciach, nauce techniki wsród tak energetycznych i otwartych osób to czas, który warto poswięcić. A ja jestem szczęsliwa, że mogę ich czegos nauczyć a oni również i mnie.

Z dzieciowego placu boju - starsza po 2 tygodniach chorowania poszła znów do przedszkola i przy odbieraniu jej robi dantejskie sceny bo nie chce wrócić do stęsknionej matki (ech..) :) A maluda skonczyla 9 miesięcy, wreszcie pojawił się przyjaciel ząb, który postanowił wyjsć nie na dole a na górze. Mam więc w domu malutkiego króliczka :)

Z książkowego swiatka- czytam książkę "Trzy miłosci" i glowię się caly czas dlaczego nie powstalo nowe wydanie tej książki?? Skazana na niepamięć? Jak to jest? Wydawnictwa sięgają tylko po kultowe tytuły lub bestsellery? Nie chcą ryzykować z czyms starszym,ale równie dobrym?

Po tej krótkiej relacji znikam dalej do książek. Jutro rozpoczynam egzaminacyjny pęd.

środa, 4 maja 2011

Dwa świetne filmy

Prawo jazdy jest już moje. Rozbijam się więc po mieście starając nie rozjechać nikogo (dzisiaj było blisko...ech ci rowerzyści :P ) ale jestem dobrej myśli i mam nadzieję na udoskonalenie moich umiejętności.

Ostatnio obejrzałam dwa filmy- "The Rite" (Rytual) oraz "Unthinkable" (Bez regul).


Zacznę może od "Rytuału". Kto gra? Anthony Hopkins i już samo to nazwisko powinno Wam nasunąć skojarzenie,że film jest świetny.
Film opowiada o mężczyźnie,który w ucieczce przed swoim zaplanowanym i ponurym życiem postanawia wstąpić do seminarium. Studiuje z bardzo dobrymi wynikami ale nadal wątpi, nie wie w co wierzy, nie wie czy złożyć śluby i zostać księdzem. Zostaje więc wysłany na kurs dla egzorcystów i tak poznaje jednego z najlepszych egzorcystów ( w tej roli Hopkins). To co zobaczy na dobre zweryfikuje jego poglądy i doprowadzi do.... A to już pozostanie tajemnicą. Koniecznie obejrzycie. Lubię taką tematykę, więc od początku bardzo mnie ten film zaciekawił i nie pozwolił od siebie oderwać. Gra wspomnianego już A.Hopkinsa to mistrzostwo , czemu dał wyraz ponownie w tym filmie.




Wczoraj (w przewie między książką prawniczą a książką prawniczą ;) ) obejrzałam jeden z nowszych filmów z Samuelem L. Jacksonem.
Mamy tu historię Amerykanina, który staje się terrorystą w imię Allaha. Nagrywa film, w którym zdradza,że rozstawił w trzech miastach Ameryki bomby nuklearne a sam po niedługim czasie oddaje się w ręce państwa. Samuel L. Jackson gra twardego i bezwzględnego negocjatora. Terrorysta, upatrując w zadawanych mu przez agentów cierpieniach wolę Boga,w żaden sposób nie chce ujawnić gdzie ukrył bomby a zegar tyka...
Od początku wbił mnie ten film w fotel a końcówka całkiem zaskoczyła. Wiem,że filmy o podobnej fabule powstawały nie raz ale ten wydaje mi się być wyjątkowy. Poszukajcie i obejrzycie koniecznie!!!

PS.
Mam sporo książek do zrezenzowania, ale od prawie 3 tygodni walczę z chorobą,którą przyniosla córka z przedszkola.Jak tylko mój glos się unormuje to nagram kolejne filmiki. Chyba, że wolicie pisane recenzje?
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka